piątek, 19 lipca 2013
w domach z kartonu nie ma wolnej miłości
powtarzam sobie w kółko, że człowiek w nowych warunkach porzuca schematy zachowań i buduje nowe. Więc porzucam co krok. Systematyczna wylinka przyzwyczajeń. Zaczynam jeść śniadania. Uśmiecham się ostrożnie, po tym jak dresiara spytała z czego się śmieję. Niewinny uśmiech sąsiedzki, a reakcja, jaką zapamiętam na długo. Inna dziewczyna natomiast, nad wyraz kontaktowa, zużywa cały zapas słów jaki ma wszechświat. Znam imiona jej kuzynów i choroby skórne, jakie przeszła jej siostra. sąsiedni barak biesiaduje przy myslovitz. Barak onanistów. Miałam przyjemność mijać go wieczorem. W oknie młodzieniec jadł kanapkę, bohater drugiego planu, na łóżko piętrowym rytmicznie poruszał kołdrą. Męska przyjaźń ma przede mną sekrety... Jest też z nami dziewczyna spłoszona, którą mama całe życie straszyła, że świat pęłen jest obleśnych mężczyzn, czychających, by przy byle okazji nadziać ją na swoje śmigło. Plotki barakowe. Polowania na wolną pralkę. Tym żyjemy. I jak bardzo bym tego nie kontestowała, siedzę w tym po czubek koczka.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz