poniedziałek, 12 stycznia 2009

,,Święci z Bostonu,,

Nowe trwa od ok 12 dni.
Bez ciśnienia na wielkie zmiany, potężne przełomy i radykalne szarpanie.
I jest lepiej. Spokojniej.
Przymarzły moje pretensje do świata. Przyczajone, pewnie wylezą wiosną.
Teraz podejrzanie dobrze jest.
To za sprawą słońca, które co raz częściej świeci przez brudne okno.
Odrobiłam lekcję z całego Almodovara.
Zasypiam na ważnych, ambitnych filmach, które każdy powinien znać.
Przeczytałam trochę, ale to ciągle za mało.
Śpię tyle ile należy.
Śnię kolorowo- co drugiej nocy umiera moja sąsiadka Maria- ta która mnie nie lubi, ta która twierdzi, że ,,produkuję COŚ w mieszkaniu".
I myślę sobie oby tylko nie było gorzej.
Żeby tylko pan Damian nie przyszedł odłączyć mi prądu.
Ja się ogarnę, znajdę pracę. Kiedyś.
Narazie potwornie mi dobrze. Mogę się nawet tym podzielić.
I ,,nie chcę teraz wiosny" jest znów aktualne.

Brak komentarzy: